niedziela, 23 października 2016

chap 6


Dla mojej Sashy
i mojego Remusa

______

   Wielka wanna na środku łazienki. Taka niezabudowana, biała, idealnie wyprofilowana, na czterech mosiężnych nóżkach. Równie precyzyjnie zdobiony kurek, choć nieco zaśniedziały, nadawał jej genialnego klimatu – takiego jaki lubiłam. Trzy cynamonowe świeczki, kula błękitnych ogników i Duma i uprzedzenie. Zaszyłam się tak już niemalże dwie godziny temu, lecz wciąż przeczytałam zaledwie osiem rozdziałów. 
   Starałam się skupić z całych sił na historii i bohaterach, lecz było to bezcelowe. Pomiędzy pojedynczymi wyrazami angielskiej powieści odnajdywałam imię Lupina, na pożółkłych stronach widziałam miodowe refleksy jego gęstych włosów. W szeleście przewracanych kartek słyszałam jego szept, śmiech i odsuwaną przez niego pościel. Miarowe kapanie wody z kranu, do tej pory obojętne, teraz brzmiało jak spokojnie bijące serce. Nie byle kogo, bo jego, Remusa, mojego Lunatyka.
   Odkładając książkę na taboret, zastanawiałam się. Tak jak od kilku godzin. Czy wolno mi o nim myśleć jako moim? Czy mam jakiekolwiek prawo sądzić, że faktycznie należy do mnie, a ja do niego? Po wszystkim, co się wydarzyło – po ostatnich dwóch latach, po czasie ukrywania się, po kłamstwach, sekretach i wzajemnym ignorowaniu, nawet po przemyśleniu powodów – czy jest jakikolwiek cień szansy na utrzymanie tego, co właśnie zaczyna się rozwijać? Jak bardzo prawdopodobne jest, by sługa Voldemorta i wiernie oddany człowiek Dumbledore'a mogli na cokolwiek patrzeć razem?
   Strzelił ognik zapalniczki. Po łazience rozszedł się dym.
   Niemożliwe jest, by przekonać do siebie Pottera i Blacka, a co dopiero samego Albusa Dumbledore'a. Nie po tym, co się wydarzyło. Uciekłam, kryłam rodziców, służyłam Czarnemu Panu; Snape jest w stanie to potwierdzić, z pewnością już nie raz ostrzegał Dumbledore'a przed kontaktem ze mną. 
   Ale...
   W ostateczności porozmawiał ze mną. Spotkał się, choć była to już ostatnia szansa, po rozpaczliwym nagabywaniu go, i uwierzył, chociaż nie było to łatwe. Uwierzył, że Huncwoci są w niebezpieczeństwie, a zwłaszcza Potterowie, i ukrył ich, najlepiej jak tylko potrafił. Nakazał Syriuszowi uciekać, a Lupinowi sam znalazł odpowiednie miejsce. Posłuchał mnie, mimo iż miał powody ku byciu podejrzliwym. Po tym wszystkim jednak odciął się, nie przesyłał mi informacji o żadnym z moich przyjaciół.
   Doskonale rozumiałam jego motyw. Chciał zapewnić im maksymalne bezpieczeństwo, i jestem mu za to dozgonnie wdzięczna. Znalazłam jednak innego sprzymierzeńca, który ujrzał we mnie samego siebie. Zobaczył we mnie jakiś fragment swoich zepsutych i utraconych marzeń, resztki celów, do których kiedyś dążył, a które rozpadły się w trakcie tej drogi, i tak samo jak ja starał się wszystko naprawić.
   Nigdy nie poznałam człowieka więcej wartego niż Severus.
   W tym samym momencie łazienka rozjarzyła się delikatnym, srebrzystym blaskiem. Wydarzyło się to tak nagle i nieoczekiwanie, że z wrażenia poderwałam się do góry i rąbnęłam głową w kran. Zawzięcie odganiając na bok migoczące przed oczyma gwiazdki, sięgnęłam po dwukierunkowe lusterko, leżące pod książką, przetarłam je ręcznikiem i rzuciłam:
   - Tak?
   W niewielkiej tafli pojawiła się rozwścieczona twarz Snape'a.
   - O wilku mowa – mruknęłam, zanurzając się głębiej w wannie. Czarodziejski płomyk unoszący się nade mną rzucał błękitny blask na pianę i moją twarz. - Czego chcesz, Severusie? 
   - Czy mogę wiedzieć, co się z tobą, do cholery jasnej, dzieje? - niemal wypluł te słowa. Skrzywiłam się, bo głowa pulsowała mi bólem w miejscu, w którym boleśnie spotkała się z mosiężnym kranem. - Nie odpowiadasz na moje wezwania od przedwczoraj, nie odpisałaś na wczorajszą wiadomość... - Urwał nagle.
   Zaniepokoiłam się.
   - Severus? Przerwało nam połączenie?
   - Czy ty siedzisz w wannie?
   Posłałam mu pełne politowania spojrzenie. Prychnął rozjuszony.
   - Gdyby nie to, że Czarny Pan od razu wezwałby mnie do siebie, jeśliby cię dopadł, pomyślałbym, że już cię ma.
   - Wybacz, Severusie, miałam... spotkanie.
   Nastała długa, krępująca cisza. Rozważałam gorączkowo jak przyjmie informację o tym, że Remus śpi w moim łóżku, i doszłam do wniosku, że lusterko może tego nie przetrwać.
   - Spotkanie – powtórzył wolno. - Można wiedzieć z kim?
   Zacisnęłam mocno powieki. Nienawidziłam okłamywać Severusa Snape'a.
   - Ze starymi znajomymi.
   - Ze szkoły?
   - Nie zaprzeczę.
   - Jeżeli widziałaś się z kimś, kogo poleciłaś Dumbledore'owi chronić...
   - Bingo – westchnęłam ciężko.
   Wargi Snape'a zbielały.
   - Kto...
   - Ze wszystkimi. Severusie, widziałam Jamesa, Syriusza i Lily. - Wpatrywałam się w niego wielkimi oczyma. Serce stanęło mi w piersi, w ustach zaschło. Bałam się jego reakcji. - Nic jej nie jest, rozumiesz? Lily jest cała i zdrowa, i pomijając, że wciąż jest wredną kurwą, ma się całkiem dobrze.
   - Widziałaś Lily? - Twarz miał kamienną, bez wyrazu. Mogłam się jedynie domyślać co działo się w jego głowie. I w sercu, o którego istnieniu, w przeciwieństwie do wielu ludzi, wiedziałam.
   - Tak – odparłam szybko przyciszonym głosem, by przypadkiem nie obudzić Remusa i nie wzbudzić jego podejrzeń. Bo jak miałabym wytłumaczyć rozmowę ze Śmierciożercą o ludziach, którzy są pod stałym nadzorem całego Zakonu Feniksa? - Jest dalej tak obrzydliwie śliczna jak zapamiętałeś. Ma te swoje piękne rude loki i migdałowe, zielone ozy, czy jak je tam zawsze określałeś. Wydaje się wkurzona Jamesem, ale ich bachor najwyraźniej daje jej kopa do dalszego egzystowania. Potter za to nie zmienił się wcale.
   - Nie obchodzi mnie Potter – warknął, choć w jego głosie usłyszałam ulgę. - Dla mnie Dumbledore mógłby nie chronić ani jego, ani tego Harry'ego. 
   - Przemawia przez ciebie wielki bohater moralny.
   - Nigdy nie mówiłem, że nim jestem.
   - Właśnie dlatego uważam, że nim jesteś. Co prawda na swój chory sposób... ale jednak.
   Zamrugał dwa razy powiekami.
   - A Lupin? - Z trudem wycedził to nazwisko.
   - Też... się z nim widziałam.
   - I co z tego wyniknęło?
   Zaciągnęłam się papierosem.
   - To się dopiero okaże, Severusie.
   - Nie wróżę niczego dobrego.
   - To akurat nic nowego – starałam się brzmieć pewnie. Na marne. - Przez ostatni czas wszystko było stałe i mało dobre. Jeśli wciąż ma być źle, to niech przybędzie w tym trochę „małego futerkowego problemu”.
   - On jest twoim problemem – prychnął. - Masz problem z zapominaniem.
   - Och, akurat nie ja jedna. - Uniosłam wymownie brwi.
   - Charakterystyczna i irytująca cecha Gryfonów.
   - Przypominam ci, że nie jesteśmy Gryfonami, Snape.
   - Ale nasze problemy nimi są.
   Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Czułam cynamonowy zapach świeczek, czułam też, że woda robi się stanowczo za zimna, a to wrażenie pogłębia jedynie zimny blask magicznych ogników. Wypaliłam do końca papierosa, wycelowałam i zgrabnie wrzuciłam go do oddalonej o trzy metry umywalki.
   - Gdyby z innymi rzeczami szło tak łatwo... - westchnęłam. - Gdybyśmy tak po prostu mogli je wrzucić do umywalki albo gdzieś indziej...
   - Wizja spłukiwania Lupina w kiblu niezbyt do mnie przemawia – zauważył z przekąsem.
   Spojrzałam w sufit i w tym samym momencie rozległo się delikatne pukanie do drzwi. Żołądek podskoczył mi do gardła.
   - Kończę, Severusie.
   - On jest u ciebie. - Oczy rozbłysły mu z szoku, niedowierzania i złości.
   - Odezwę się potem.
   - To się skończy źle, wspomnisz moje słowa.
   - Do potem! - wysyczałam i zamknęłam lusterko w momencie, w którym warczał: „Ines-Kurwa-Raven, nawet nie próbuj...”. Wepchnęłam lusterko między stronice dawno zapomnianej przeze mnie książki Jane Austen, zanurzyłam się po samą szyję w mroźnej wodzie, i zawołałam:
   - Wejdź, Remusie.
   Wszedł. 
   Zsunęłam się jeszcze niżej i zakrztusiłam pianą.
   Jakby nie było ostatnich dwóch lat. Jakby znowu wchodził do łazienki prefektów w samych bokserkach, z rozczochraną czupryną i nieśmiałym uśmiechem pełnym nadziei i chorobliwego optymizmu do wszystkiego, co mogłoby się nie udać. Brakowało jedynie krawatu w barwach Gryffindoru i błyszczącej odznaki Prefekta Naczelnego. 
   Brakowało, ale tylko wizualnie. Bo wewnątrz, gdzieś w głębi siebie wiedziałam, że to właśnie jest prawdziwy Remus Lupin. Młody mężczyzna pełen obaw i problemów wagi znacznie większej niż pilnowanie pierwszoroczniaków czy wkuwanie zaklęć do Flitwicka, by zdobyć dziesięć punktów dla swojego domu. Człowiek przeznaczony do znacznie większych celów, które Hogwart i błaha przygoda z tą wstępną nauką miały jedynie wykreować. 
   Nic jednak nie było w stanie załamać ani zmienić jego wiary. W lepszy i bezpieczny świat. 
   - Dzień dobry. - Nawet głos się lekko zmienił. Głębszy, bardziej aksamitny. Wywoływał u mnie taką samą gęsią skórkę jak kiedyś. - Dlaczego mnie nie zbudziłaś?
   - Należał ci się odpoczynek. - Dlaczego niektóre rzeczy zmieniały się z taką łatwością, a inne wręcz przeciwnie?
   - Od naprawdę bardzo dawna nie spałem tak dobrze – wyznał z niesamowicie szczerą prostotą. Dotknął dłonią moich mokrych włosów i pogłaskał z uczuciem. - Dostałem wiadomość od Syriusza i Jamesa. Chcą się dziś ze mną spotkać wieczorem w Dziurawym Kotle.
   - Ach – powiedziałam tylko.
   - Chcesz pójść ze mną?
   Znieruchomiałam, zaskoczona.
   - A co ty o tym myślisz? - odparłam pytaniem po kilku sekundach.
   - Myślę, że chciałbym żebyś mi znowu uciekła. - Uśmiechnął się oczami.
   - Chcesz mnie teraz pilnować całymi dniami i nocami? - Zaśmiałam się delikatnie.
   - Jeśli będę musiał – odparł poważnie. - Och, nie, poczekaj... właśnie tego najbardziej pragnę. - Złapał moją twarz w obie dłonie i pocałował.

   Siedzieli w najdalszym kącie, ukryci w półmroku świec. Pochylali się ku sobie i omawiali coś półgębkiem. Byłam pewna, że idący obok mnie Remus, trzymający mnie mocno za dłoń, słyszał jak waliło mi serce. 
   Dlaczego tak się bałam tego spotkania? Dlaczego się nim przejmowałam? Przecież niegdyś byliśmy nierozłączni, najlepsi znajomi, wszystko robiliśmy razem – Huncwoci, ja i Sasha. Wieczni i nierozerwalni. Czy bałam się ich reakcji? Może tego, że to do nich dotrze szybciej niż do Remusa, że tak naprawdę ta relacja nie ma sensu. Nie ma przyszłości. Że nie ma co się okłamywać i że po prostu moja droga prowadzi przez góry, a jego przez las. Że zbyt się różnimy i jesteśmy dla siebie zbyt wielkim niebezpieczeństwem.
   Obydwoje. On dla mnie tak samo bardzo, jak ja dla niego.
   - W ciągu dwóch dni widzimy się częściej, niż w ciągu ostatnich dwóch lat – szepnęłam do Remusa. Potter i Black niebezpiecznie się zbliżali. - To naprawdę nie może wróżyć niczego dobrego.
   - A może właśnie odwrotnie? - Spojrzał mi prosto w oczy. 
   Stanęliśmy przy stoliku.
   - Cześć, James. Cześć, Syriuszu – wykrztusiłam.
   - Kurwa jego mać – wydyszał Syriusz.
   Nie odzywali się przez dobrych kilka minut. Usiadłam, obok Jamesa, a Remus obok mnie. Zabębnił palcami w stół i poszedł zamówić dwa kremowe piwa. Wrócił, a oni dalej milczeli, pogrążeni w zbyt wielkim szoku.
   - Jak...
   - Nie bez problemów – odpowiedział na niedokończone pytanie Lupin. Potter zamknął w końcu usta. Zacisnęłam rozdygotane palce na rączce kufla. - Długo jej szukałem, a ona nie pozwalała mi się znaleźć. Dobrze jednak, że ją wczoraj zaprosiliście. Gdyby nie to, prawdopodobnie przyszedłbym sam.
   - O czym ty mówisz? - Syriusz zmarszczył brwi. - Nie zapraszałem jej. Byłem zaskoczony, że przyszła.
   Zamarłam i zamrugałam tępo oczyma. 
   - Co...
   - Zresztą jak ja i Lily, ale zorientowaliśmy się dopiero w połowie imprezy – dodał James, odzyskawszy w końcu głos. - Z tego też powodu chcieliśmy się dziś z tobą zobaczyć... ale widzę, że dopadła cię pierwsza.
   - Co ty pierdolisz, Potter? - wybuchnęłam w końcu. - Przecież w zeszły piątek przyszło zaproszenie. Wczoraj, witając mnie w progu, rozmawiałeś ze mną, Syriuszu – dodałam, śmiejąc się krótko.
   - Nie witałem cię, Raven – odpowiedział powoli Black.
   Zapadła głucha cisza.
   Remus uszczypnął mnie mocno w rękę. Syknęłam cicho i popatrzyłam na niego pytająco.
   - Sprawdzam czy jesteś – wymamrotał. Marszczył czoło, myśląc nad czymś intensywnie.
   - To ja ją zaprosiłam.
   Odwróciłam się w mgnieniu oka. Postać przy sąsiednim stoliku uniosła głowę i odchyliła do tyłu kapelusz z szerokim rondem. Sasha wypuściła kłąb dymu z ust.
   - Sasha? - Zamrugałam zaskoczona powiekami.
   - Ileż można było patrzeć, jak się męczy? - westchnęła. Wzięła torebkę, płaszcz i popielniczkę, i przysiadła obok Syriusza. Wpatrywał się w nią bez słowa. - Miałam już dość wysłuchiwania jej beznadziejnych wierszy o nieodwzajemnionej miłości. Może nie mówiłaś na głos, ale doskonale wiedziałam, że tęsknisz za Lupinem. - Spojrzała na mnie. - Kiedy rzucili temat imprezy, nie mogłam przyjść bez ciebie. Więc wysłałam ci sowę, podpisując się nazwiskiem Jamesa. 
   Zapaliła następnego papierosa. Głęboko zszokowane twarze Jamesa, Syriusza i Remusa utwierdziły mnie w przekonaniu, że nic o tym nie wiedzieli. 
   - Trudniej było później – westchnęła ponownie. - Ale nie po to tyle wkuwałam na zaklęcia, by się poddać. Rzuciłam na nich Confundus, na Blacka i Potterów. Pozostali nie stanowili problemu, w końcu to była impreza i każdy mógł być zaproszony. Choć fakt, twoja obecność niektórych nieco skonfundowała i bez mojej pomocy – dodała w zamyśleniu.
   - Przemyciłaś Raven do mojego domu, a ja nawet o tym nie wiem? - wydusił w końcu James. Remus roześmiał się, a ja z miejsca przestałam być spięta. Jego śmiech podziałał rozluźniająco. - Jakim, kurwa, cudem?
   - Okazało się to prostsze niż sądziłam. - Sasha wzruszyła ramionami.
   Syriusz chwycił kufel i wypił połowę piwa w ciągu paru sekund. 
   - Za dużo wrażeń jak na jeden wieczór – odezwał się w końcu. - Wasz widok i tak wystarczająco wybił mnie z rytmu – mruknął, spoglądając na mnie i Lupina spode łba.
   - Sasha tylko nas doprawiła – zauważył Remus.
   - Więc ja będę na zakończenie. 
   James wyprostował się, patrząc po wszystkich przy stoliku, planowanych czy nieplanowanych.
   - Lily jest w ciąży.

______

   ten blog istnieje już od roku, a jest tu raptem sześć rozdziałów
   wiecie, wena nie wybiera
   ale i tak jestem dumna z tego, co tu stworzyłam
   sto lat, Miodzie