środa, 30 grudnia 2015

chap 5


Frozen
wydaje mi się, że jest dla Ciebie odpowiedni

__________

  Choć poranek nadszedł szybko, wiedziałam, że dzień wcale tak prędko nie umknie. Wyczuwałam to w chłodnej temperaturze wślizgującej się przez szpary okna. Widziałam to w intensywnych spojrzeniach Remusa, którymi śledził każdy mój ruch. Jakby w zniecierpliwieniu, a jednocześnie obawie, że nagle rozpłynę się w powietrzu. Że pozostaną po mnie tylko poruszone drobinki kurzu, zapach i zarys umykającej postaci. Że zrobię dokładnie to, czego tak bardzo boję się w jego przypadku.
  - Jesteśmy siebie warci - rzuciłam, podgrzewając różdżką wodę w czajniku. Czułam na sobie jego wzrok. Ciepły, łagodny, odprężający.
  - Wiem o tym od dwóch lat. - Wzruszenie ścisnęło mi gardło. Odwróciłam twarz. 
  - Mam na myśli nasze zachowanie. Teraz. To, że obydwoje boimy się, że drugie ucieknie, i że przez to próbujemy trzymać się rozpaczliwie za ręce i za wszystko, co tylko nasunie nam się pod nos. 
  - Dziwisz się?
  Odważyłam się podnieść wzrok. Midnight przełamał strach i póki co cieszył się wolnymi kolanami Remusa. Niedługo, zamierzałam tam wrócić. Jak tylko imbirowo-cytrusowa herbata nabierze odpowiedniego aromatu.
  - Dziwisz się, że tak bardzo usiłuję cię tutaj zatrzymać po ostatnich wydarzeniach? - Wydawał się poruszony. - Dziś mogę być częścią twojego świata, cierpieć w pościeli naznaczonej twoim zapachem, słuchać twojego głosu i głaskać Midnighta, a jutro możesz być w zupełnie innym miejscu na świecie, ze zmienionym imieniem i nazwiskiem. Możesz się odciąć tak jak ostatnio. Myślisz, że się tego nie boję?
  Dwa parujące kubki herbaty unosiły się przede mną. Ręka, w której trzymałam różdżkę, drżała. Zacisnąwszy usta, schowałam papierosy do torebki. To nie był ich czas, tylko Remusa. 
  - Ja z kolei boję się tego, że na ciebie nie zasługuję i te dwa lata oczekiwania to czas stracony. Że nie warto dalej go tracić i przejrzawszy na oczy, postanowisz ułożyć sobie życie prościej i łatwiej.
  - Nie byłbym tutaj, gdybyś miała rację.
  - Może robisz to z litości?
  - Chyba dla siebie samego.
  W dłoniach trzymał moją twarz. Patrzenie mu w oczy sprawiało mi niewyobrażalny ból; cierpiałam, widząc jego nieposkromioną nadzieję i wiarę. Prawdziwym ciosem była jego stałość i lojalność, ogromne oddanie sprawie, którą byłam ja.
  - Od czego się to wszystko zaczęło?
  Odruchowo chciałam sięgnąć po papierosa, którego przecież chwilę temu się wyrzekłam. Niepewnie złapałam ręce Lupina.
  - Od notki w Proroku Codziennym informującej o torturowaniu moich rodziców. Zniknęłam wtedy na dwa tygodnie ze szkoły, pamiętasz? Jasne, że pamiętasz, mieliśmy wtedy razem wkuwać do eliksirów. W oficjalnej wersji siedziałam z dziadkami w Świętym Mungu i czekałam, aż obudzą się rodzice. W tej prawdziwej nie mam dziadków i nie byłam w szpitalu, tylko ich szukałam.
  - Nie mogłaś tego zostawić aurorom?
  - To nie był pierwszy raz, kiedy Czarny Pan złapał moich rodziców. Pierwszy był nim jeszcze przyszłam na świat. - Wbiłam czubki paznokci w dłoń Remusa. - Ojciec był w posiadaniu receptury antidotum na likantropię. Sam je wynalazł. - Poczułam, jak drgnął. - Matka z kolei była wyśmienita w zaklęciach. Naprawdę, nie było jej równych. Ojcu wykradli przepis i spalili, niestety uszkadzając przy tym psychikę, by nigdy więcej go już nie odtworzył. Matkę z kolei męczył osobiście sam Czarny Pan. Chciał ją mieć w swoich kręgach. Była wtedy w ósmym miesiącu ciąży.
  Milczał, ale wzrok miał smutny. Herbata pachniała mocnym imbirem; Midnight wskoczył na parapet, czając się przy kubkach.
  - Udało im się uciec, ale przez klątwy urodziłam się miesiąc wcześniej. Przez to długo nie wykazywałam żadnych oznak magii i przez to poszłam do Hogwartu rok później. Tak, jestem od ciebie starsza - dodałam z delikatnym uśmiechem, widząc jak mruga zszokowany oczami. - O tym wszystkim opowiedzieli mi nim jeszcze zaczęłam naukę. Dlatego, gdy tylko dowiedziałam się, że Czarny Pan ponownie ich odnalazł, nie wahałam się ani chwili: byłam gotowa ich znaleźć i zabić po drodze tylu ludzi, ilu uznam za słuszne.
  - To właśnie zrobiłaś? Zabiłaś Śmierciożerców?
  - Tylko jednego, Rosiera. Rodziców odnalazłam bardzo szybko. Przez moją opóźnioną magię rozwinęła się ona zbyt szybko w zbyt krótkim czasie i to pomogło mi w wielu późniejszych epizodach związanych ze Śmierciożercami. I z nauką w Hogwarcie również. Dostałam jeden wszakże warunek: Czarny Pan chce mnie w zamian za rodziców.
  - I, jak rozumiem, przystałaś na to bez zawahania.
  - Nie tak od razu. Moim z kolei warunkiem było ukończenie Hogwartu. Nie protestował, ale w zastaw pozostawił u siebie rodziców. Nietkniętych. Interesy z Czarnym Panem wbrew pozorom okazywały się korzystne. Zawsze dotrzymywał słowa. - Urwałam, myśląc. - I tego się od niego nauczyłam. Prawie.
  Midnight nie wyglądał na zadowolonego. Wiercił się i maszerował tam i z powrotem po parapecie, nie potrafiąc znaleźć sobie wygodnego miejsca. Miałam nadzieję, że Remus tak się właśnie nie czuł.
  - W ostatnim dniu szkoły miałam stawić się w rezydencji Czarnego Pana. Dlatego tak szybko chciałam to załatwić, dlatego ani razu się nie obejrzałam, dlatego po prostu zniknęłam. To było o wiele wygodniejsze i prostsze, niż odbywać cały rytuał pożegnania, wyrzekając się wszystkiego. Uciekając, miałam jeszcze możliwość nieoczekiwanego powrotu do tego, co zostawiłam, do kontynuowania tego od momentu, w którym się rozstałam. Pożegnania były zbyt... radykalne.
  - Podejrzewałem, że uciekasz, nigdy dotąd nie domyśliłem się powodu, dla którego to zrobiłaś.
  - Teraz już wiesz. - Spuściłam głowę. - Głównym było odzyskanie rodziców, a na moją obietnicę daną Czarnemu Panu złożyła się też służba u niego. Nie mogłam was dodatkowo narażać na jego wpływ, utrzymując z wami kontakt. Zrywając go, miałam większe prawdopodobieństwo, że Sam-Wiesz-Kto do was nie dotrze. W każdym razie nie tak szybko.
  - A ja naprawdę przez pewien czas sądziłem, że układasz sobie życie z kimś innym.
  Cały strach i smutek, poświata przeszłości, wszystko to zblakło w ułamku sekundy. Roztkliwiłam się po jego słowach, byłam w stanie niemalże wybuchnąć śmiechem. Jego kwaśna mina nijak się jednak miała do przerażenia namalowanego w bursztynowych oczach. 
  - Nie było nikogo z kim mogłabym być. - Bezwiednie sparafrazowałam słowa ostatniej rozmowy z Sashą.
  - Użyłaś czasu przeszłego - zauważył.
  - Miałam pewnie bardzo ważny powód, by tak zrobić.
  - Co się potem działo?
  - Rodzice nie mogli się pogodzić z faktem, że poświęciłam całą swoją przyszłość dla ich życia. Wielokrotnie próbowali interweniować, i za którymś razem cierpliwość Czarnego Pana się załamała. W potyczce ogłuszył tatę, który potem przez wiele tygodni nie opuszczał szpitala. Prosiłam rodziców, by uszanowali moją decyzję i nie marnowali mojego wyboru. Jednocześnie błagałam samego Czarnego Pana, by przymknął oko na ich... emocjonalne porywy.
  - Zgaduję, że w ani jednym przypadku nie osiągnęłaś celu.
  - Niestety. - Westchnęłam. - Więc na początku tego roku zrobiłam coś, co wydawało mi się jedynym wyjściem. Wymazałam rodzicom pamięć*, podając im nową tożsamość i zmieniłam im miejsce zamieszkania. Stałam się też ich Strażnikiem Tajemnicy. 
  - Ale... - Po raz pierwszy mi przerwał. Wargi miał zaciśnięte, między brwiami utworzyła się lekka zmarszczka. Jego obecność wciąż mnie uspokajała. - Voldemort z pewnością dowiedział się o tym, że ukryłaś przed nim rodziców. Potraktował to jako zdradę?
  - O tak - odparłam cicho. - Bardzo się rozgniewał. Nie lubi rozczarowań. Gdy Cruciatus nie pomógł, uderzył inaczej. Postanowił zaatakować tych, przed którymi uciekałam ostatniego dnia szkoły. - Podniosłam oczy. - Postanowił dopaść was wszystkich. Dlatego Dumbledore kazał wam się ukryć, zwłaszcza tobie i Syriuszowi, bo Potterów ukrył sam. 
  - To ty...
  - Po części. Odrzucając propozycję wstąpienia do Zakonu, zerwałam kontakt z Dumbledorem. Stał się dla mnie nieuchwytny. Dalej jednak trwały przy mnie Eve, Sasha i Jo, których Czarny Pan w żaden sposób ze mną nie powiązał; dzięki ich pomocy przekazałam informację dyrektorowi. Nie wierzył mi, z początku był nieufny, ale kiedy wyjawiłam mu nazwisko jego szpiega wśród popleczników Czarnego Pana, pozbył się wszelkich uprzedzeń. I dobrze, bo gdyby zastanawiał się kilka dni dłużej, prawdopodobnie nie siedzielibyśmy teraz tutaj.
   Pierwsze krople niedzielnego deszczu zaczęły wygrywać preludium o szybę mojego okna. Midnight prychnął i zeskoczył na podłogę, jak najdalej od nas.
  Pogrążyłam się we wspomnieniach.
  - Koniec końców sama musiałam zacząć się ukrywać. Wiedziałam za dużo i za dużo namieszałam w planach Czarnego Pana. Chcąc uratować rodziców i stając się Śmierciożercą, najprawdopodobniej sprzeciwiłam się przeznaczeniu. Chciałam tylko ocalić matkę i ojca, ukryć ich w bezpiecznym miejscu. Ale wszystko potoczyło się nie tak, jak zamierzałam, i przez ostatnie dwa lata nie miałam ani rodziny, ani przyjaciół, ani własnego honoru.
  Długa cisza wypełniła moją obolałą głowę. Szum w uszach nie był natrętnym dźwiękiem tylko echem wspomnień: rozmów, krzyków, błagań i szlochów. Choć obydwoje milczeliśmy przez bardzo długi czas, dawno nie prowadziłam takiej wojny wewnątrz siebie. I mimo iż chciałam wplątać w nią Remusa, bałam się jej skutków.
  - Wśród studentów nie widnieję jako Ines Raven. Taką znają mnie tylko Sasha, Eve i Jo. Dla wszystkich innych jestem Riennes Rain, absolwentką Beauxbatons. Mój ojciec nie jest już Mistrzem Eliksirów, teraz zajmuje się papierkową robotą w Ministerstwie Magii, w Departamencie Magicznych Gier i Sportów. Mama nie jest aurorem, ma swój własny sklep zielarski w bocznej przecznicy ulicy Pokątnej. 
  Błądził wzrokiem po mojej twarzy. Bezskutecznie szukał mojego szkolnego odbicia.
  - Przez cały czas tkwiłaś w tym całkiem sama - szeptał. - Dlaczego nie dałaś żadnego znaku? Pomógłbym ci. Razem dalibyśmy radę, wszystko byłoby prostsze. Nie musiałabyś przez tak wiele przechodzić.
  - Byłeś ostatnią osobą, którą chciałam w to mieszać. - Jego szyja była ciepła i gładka. Pachniał fiołkami, tak jak dwa lata temu. Chłód wpełzł mi na ramiona.
  - Dalej jestem ostatni?
  Miałam oczy pełne łez, kiedy popatrzyłam mu prosto w twarz. W ustach czułam metaliczny posmak. Bezwiednie przegryzłam wargę.
  - Jesteś pierwszy - wyznałam z trudem. Nie zważał na krople krwi.
  Trzymał mnie w swoich objęciach dopóki nie przestałam płakać. Nakrył kocem i całował raz po raz w czubek głowy. Długimi palcami rozplątywał loki, aż do momentu, w którym stały się lekkim, ciemnobrązowym puchem. Takim, którego nienawidziłam, ale który był teraz najmniej ważny. 
  Herbata dawno wystygła, deszcz rozpadał się na dobre. Kot skrył się pod łóżkiem. Zegar wskazywał jedenastą, a dłonie Remusa wskazywały moje biodra. Chociaż ukrywał je pod moimi plecami, palce wciąż miał lodowate. 
  Po kolejnym roztrząsaniu rzeczywistości, jego bliskość stała się dla mnie czymś naturalnym i oczywistym. Uczyłam się go na nowo. Opuszkami palców rozpoznawałam blizny: pamiętałam tę jedną podłużną, przecinającą boleśnie prawą łopatkę i długość pleców, aż do lewego biodra. Tęczówki błyszczały bursztynowym refleksem, tym, którego tak bardzo mi brakowało - tym, w którym skrywał całe swe piękno, hart ducha i czułość. Łagodność, subtelność i troskę. Nawet złote włosy, tak skrupulatnie wpadające do oczu, nie były znakiem dawnego Lunatyka.
  On też się zmienił. Inaczej, niż ja, ale jednak.
  - Poświęciłaś wszystko, by uratować rodziców. Potem pozbawiłaś się tych, których chciałaś ocalić, łącznie ze mną. Na samym końcu odebrałaś sobie siebie samą. - W jego głosie brzmiało niedowierzanie.
  - Kiedy tylko to sobie wyobrażasz, wydaje się absurdalne, by tak postąpić. Kiedy już nie masz wyboru, nagle go odnajdujesz. 
  Pochylał się nade mną.
  - Potrzebuję cię - wyszeptałam mu prosto do ucha. - Bardzo.
  - Wiem. Jak myślisz, dlaczego tu jestem?
  Zostawiał słodki smak cynamonu na ustach. I na każdym innym miejscu, którego dotknęły jego wargi.

* - pierwowzór działań Hermiony

__________

  a taka mała niespodzianka jeszcze; zaktualizowałam bohaterów, zapraszam do zakładki
  na Nowy Rok i zakończenie starego
  wszystkiego dobrego

1 komentarz:

  1. O jojusiu, rozdział dla mnie! <3
    Proszę, powiedz, że to wolfstar, będę jeszcze bardziej w niebo wzięta.
    Nie szkodzi, że jakaś laska się do niego zaleca... I w sumie Remus zaleca się też do niej. Ale niech na koniec Lupin będzie z Syriuszem. :D Jeszcze nigdy nie trafiłam na dobre opowiadanie z tym pairingiem.
    To byłoby pierwsze. xD

    OdpowiedzUsuń